Z Bełżca na Podlesinę. Letnia wycieczka po Roztoczu
Kiedy żegnaliśmy się ostatnio zastanawialiśmy się kim jesteśmy. Czy mamy na to czas? Jeśli jest lato, to mamy. Wtedy dzień jest długi i pozostawia po sobie nie tylko długie cienie, ale i wiele czasu do rozmyślania. Dajmy sobie więc trochę czasu i wybierzmy własny czas i rytm drogi. Tą z Bełżca do Podlesiny można w długi sierpniowy dzień przejść pieszo. Można, w krótszy listopadowy przejechać nieśpiesznie rowerem. Można i samochodem we wrześniu. Jednak ze względu na błotniste odcinki na dawnej granicy między Galicją, a Królestwem Polskim, tylko terenowym. Wszystkie drogi, którymi przewodnik poprowadzi nas przez okolicę są ogólnie dostępne i nigdzie nie natkniemy się na zielony szlaban Lasów Państwowych, a szlabanów dawnych, tutejszych granic próżno szukać nawet w muzeach. Ruszajmy więc. Wyjdźmy z cienia i idźmy w słońce. Ptaki już poleciały.
Zmyślnym labiryntem przechodzimy przez tory na północ i wydeptaną ścieżką obok budynków kolejowych i potem opuszczonej wieży ciśnień i parowozowni. Po ok. 200 metrach docieramy do drogi. To ulica Wąska. Tędy biegnie fragment Centralnego Szlaku Rowerowego Roztocza z Kraśnika do Hrebennego, z planowanym, a niezrealizowanym, wirtualnym jak do tej pory przedłużeniem do Lwowa. Skręcamy w prawo na zachód. 1200 m dalej, po lewej stronie wiata, pod którą można uciec przed deszczem, po prawej droga prowadząca na cmentarz Wielkiej Wojny; „ Domałowiec”. (To zastanawiające ile taka wieś może pomieścić w sobie cmentarzy.) Jest jeszcze jeden, z I Wojny Światowej na Szczetach, jest parafialny niedaleko kościoła, jest przycerkiewny, przy drewnianej cerkwi pod wezwaniem św, Bazylego, jest epidemiczny, jest ten w Lipkach, gdzie pochowano pierwszych trzech Sinti, a po nich wielu innych. Jest i pagórek, po prawej stronie drogi nr 865 w kierunku Narola, o którym mówią, że kryje w sobie ludzkie kości. Milczymy na razie o tym i nie liczmy, bo sądzić po cmentarzach nie zwykliśmy nikogo. Zważmy na to, że to pogranicze i wiele frontów przetoczyło się tędy. Wiele wojen szło tędy przed nami, tych, które z Wielkiej piszemy litery i tych małych, bratobójczych i sąsiedzkich. Stąd już tylko krok do „bełżeckiego rynku”, który wykorzystując skrzyżowanie krajowej 17-tki, z wojewódzką nr 865 rozbudował się wokół litery T, w Urząd Gminy, Pocztę, Bibliotekę, Sklepy Spożywcze i Przemysłowe, Bank, Remizę, Restauracje i Cuda Wianki. Skręcamy w prawo, na północ.
Zanim przejdziemy przez most na Kryniczkach podziwiamy ścianę bluszczu, który pochłania nieczynną stację pomp, tylko klosz latarni z wyłupioną żarówką, utrzymuje się ostatkiem sił na powierzchni zielonej kipieli i zerka na nas z góry. Po lewej Karpiówka . Dalej stadion piłkarski Orkanu Bełżec. Droga prowadzi coraz wyżej. Z lewej strony jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku zobaczylibyśmy górę piasku. Mówi się, że cały Tomaszów na niej wymurowano. Dzisiaj nic z niej nie zostało. A gdybyśmy tuż przed szczytem spojrzeli w prawo na Górną Budkę w roku 1827 zobaczylibyśmy komorę celną. Grenzzollamt. ( Język. Zazgrzyta nam czasem nieswojo, ale jednak swojsko. Wszak przez wieki ułożył się z nami i uładził. W nazwiskach, w nazwach, w miejscach nieokreślonych. I jego też będziemy po drodze wypatrywać i słuchać. Czasem tylko język w kamieniu, w przedmiotach i na mapach, w opłotkach powie nam, po której stronie granicy jesteśmy i dokąd dalej iść mamy.)
Przed nami granica. Po raz pierwszy. Po lewej ręce widzimy krzyż. Drogowskaz i kronikę. Postawiony w roku 1919 na pamiątkę połączenia granic. Odnowiony w 2009 roku na inną pamiątkę. Tu opuszczamy na dobrą chwilę Galicję sprzed roku 1919 i stajemy na ziemi zajętej do owego czasu przez zabór rosyjski. To Jeziernia Podbełżec. Już nie Bełżec, ale jeszcze nie Jeziernia. Droga, która biegnie teraz prosto jak strzelił, powstała po ustaleniach kongresu wiedeńskiego, kiedy to na nowo wykreślono granice i utworzono tu Królestwo Polskie (kongresowe). Wiekowe sosny pochylają się nad nią i strzegą jej prostego biegu. Stąd aż do Tomaszowa Lubelskiego nie zbacza ani o metr. My zaś po niecałych dwóch kilometrach, znalazłszy na drogowskazie napis Jeziernia zbaczamy na zachód.
Wypożyczalnia rowerów na Roztocze
Noclegi Roztocze
Restauracje Roztocze
Atrakcje Roztocze
Przed nami wieś, która jak mówi legenda pewnego dnia przeniosła się z jednej strony drogi na drugą. Droga prowadzi północnym skłonem płytkiej doliny. Po lewej stronie miniemy drewnianą kapliczkę, która jak podaje Stanisław Krynicki w swoim opisaniu wsi Jeziernia została ufundowana na pamiątkę ustąpienia zarazy w 1855 roku. Ta, która tu dzisiaj stoi, jest z pewnością nowa. Jest wielce prawdopodobne, że jakaś część starej zachowała się gdzieś we wnętrzu tej dzisiejszej i świadczy o ciągłości historii i tradycji. Potem niebieska figura, jedno z dzieł kamieniarki józefowskiej, tu i tam po drodze umknie nam jeden, albo dwa, trzy stare domy. Kiedy wybierzemy się tam za rok lub dwa możemy ich już nie zastać. Dlatego odnotujmy, że były. Niskie, z małymi oknami, wysokim dachem. Na biało malowane, albo na niebiesko, albo poczerniałe już i niezamieszkane, bez pelargonii w oknach. Niekiedy tylko z wiekuistym, plastikowym, pokrytym nie mniej wiekowym kurzem, bukietem niezapominajek. Potem z prawej ujrzymy kościół, nowy całkiem. Jest droga od niego na północ, ale my trzymamy się prosto i na zachód dążymy.