Czartowe Pole- Historia i legenda
04.02.2023
Aut. Dariusz Gąsiorek
Dzisiaj przybliżę jedno z podstawowych miejsc na mapie turystycznej naszego regionu. Jadąc drogą z Józefowa w kierunku Suśca, mijamy miejscowośc o nazwie Hamernia. Zaraz za nią po prawej stronie zaczyna się rezerwat "CZARTOWE POLE". Chyba każdy miłośnik Roztocza zna to miejsce doskonale. Ale czy na pewno znana jest historia tego zakątka?
To obecnie ciche, spokojne i urocze miejsce w połowie XVIII w. tętniło życiem. Zatrzymajmy sie tam na chwilę, zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie klimat tamtych lat. Po lewej stronie kominy i zabudowania dawnej hamernii (z niem. huta) – warsztat kowalski z młotami napędzanymi mechanicznie. Po prawej budynki i konstrukcje wodne PAPIERNI - produkującej papier dla dawnej Polski. Powszechny ruch, gwar i hałas pracujących tam ludzi i maszyn sprawiał, że obraz tego miejsca niewiele przypominał dzisiejszy uroczy zakątek. Miejscowość Hamernia jest przykładem kuźnicy zajmującej się obróbką miedzi. Produkowano tam miedziane narzędzia, okucia, rury, naczynia browarne.
Ale dzisiaj opowiem o innym zakładzie przemysłowym działającym tuż obok, w tym samym czasie. Był on jednym z największych w tamtych latach- to PAPIERNIA, której framenty ruin możemy zobaczyć zwiedzając rezerwat "CZARTOWE POLE "Najstarsze wiadomości o tej papierni pochodzą z roku 1741 i mówią o wydzierżawieniu jej papiernikowi Lewkowi Sandrowiczowi. Na podstawie znanych materiałów źródłowych trudno jednak dokładnie określić datę jej powstania. W latach kolejnych była dzierżawiona przez wielu przedsiębiorców. Przez lata ciągle eksploatowana, trawiona pożarami i powodziami, stopniowo ulegała degradacji.
Okres najlepszego rozkwitu to lata kiedy dzierżawcą był Szaja Wax. Władściciel drukarni w Józefowie (o której pisałem wcześniej). Aparatura papierni składała się od najdawniejszych czasów z dwu holendrów, to znaczy młynów papierniczych, z których jeden ciął szmaty, drugi zaś przecierał je na masę tzw. melad. Młyny napędzane były siłą wody z Sopotu.
Nasza papiernia początkowo produkowała papier ręcznie, tzw. systemem czerpanym. Po sprowadzeniu maszyn zaczęto wyrabiać papier sposobem mechanicznym, zyskując w ten sposób nie tylko na ilości i jakości papieru, ale nadto obniżając jego cenę.
W roku 1850 sprowadzono z Berlina maszynę wyrabiającą papier. Jednak w tym okresje dużym problemem była sprawa związana z nadużywaniem alkoholu przez pracowników, zatrudnionych w papierni, i wypływające stąd zaniedbania w pracy. Przyczyniały się do tego pobliskie karczmy (karczma na "Czartowym Polu")
W późniejszycj latach zakład znacznie podupadł z powodu braku robotników. W roku 1867 rozpoczęto starania o kupno nowych maszyn. Opracowano projekt realizacji ulepszeń przez zaprowadzenie doskonalszego systemu sześciu zupełnie nowych holendrów z mechanizmem dostosowanym do dwu dużych kół wodnych w miejsce dotychczasowych. Przy tym sprowadzono nową maszynę do produkcji papieru Trockenapparat oraz kalander, składający się z żelaznych walców ogrzewanych parą, służący do wygładzania i prasowania papieru oraz nadawania mu połysku. Początkowo po wyrobieniu tzw meladu papiernik brał specjalne sito i czerpał zawiesinę. Rozgotowane włókna szmat układały się równą warstwą na powierzchni sita. Był to już papier , ale jeszcze nietrwały, podobny do bibuły. Aby go wzmocnić, nasycano arkusze klejem wyrabianym z baranich nóżek.
W roku 1870 przystąpiono do realizowania dalszych części planu modernizacji urządzeń papierni, jednakże w dniu 13 maja 1870 roku potężna burza nawiedziła okolice miasteczka Józefowa, a raptownie wezbrane wody wyrządziły znaczne szkody wśród urządzeń papierni. Szkody znowu zlikwidowano i 7 lat pózniej rozpoczęto produkcję papieru z masy drzewnej. Wskutek nieostrożności przy przeróbce materiałów drzewnych na surogat masy papierowej w lipcu 1883 roku wybuchł pożar, doprowadzający papiernię do zupełnego upadku. Papiernia spłonęła wraz ze wszystkimi maszynami i ruchomościami.
A teraz legenda związana z tym miejscem.
Ludzie opowiadają, że niepodal ruin dawnej Papierni jest polana, na której nic nie rośnie. Według legendy, w tym miejscu było kiedyś pole. Ludzie chcieli je uprawiać, ale się to im nie udawało. Gdy posiali zboże, to gdy wzeszło, zaraz zostało zniszczone. Posadzili ziemniaki, też zostały podeptane. Nocą słychać było stamtąd krzyki i piski.
Chłopi zmuszeni byli przestać uprawiać to pole. Mówią, że nocą zbierały się tam diabły i czarty i bawiły się do samego rana, niszcząc wszystko kopytami. Stąd też nazwano to miejsce Czartowym Polem. Starsi mawiają, że tam dawniej „jeno czarci hasali”. Podobno do dziś na skraju rezerwatu stoi sosna, wygięta na kształt krzesła, na której ponoć sam diabeł siadał. Opowiadają, że przed wejściem na ten teren, lepiej jest usiąść na tej sośnie, aby diabły nie straszył. Jeszcze inni dodają do legendy kilka istotnych szczegółów. W głębokich ostępach roztoczańskich lasów płynie rzeka Sopot. Niegdyś na polanie przy brodzie na Sopocie stała karczma prowadzona przez obrotnego Żyda - Icka. Przez bród prowadził trakt z Zamchu do miasta Józefowa, stąd Żyd nie narzekał na brak klientów. Szczególnie duży zarobek miał przed dniem targowym w Józefowie, kiedy kupcy zatrzymywali się u niego z tobołkami wypełnionymi towarem.
Często wtedy też jedli i pili, obiecując zapłatę w drodze powrotnej z targu. Karczmarz był ufnym człowiekiem, a jednocześnie bardzo chciwym i chętnie przystawał na takie umowy. Atmosfera w karczmie zawsze była niezwykła, kupcy często zapominali się i pili do upadłego, a później kiedy musieli w drodze powrotnej uregulować rachunki okazywało się, że wracają do domu z pustymi rękami. Ich żony słysząc tłumaczenia o tym, gdzie podziały się pieniądze zarobione przez mężów mówiły: "To jakaś diabelska robota". Diabelskie czary ogłupiają naszych mężów w tej karczmie. Niech tą karczmę diabli wezmą!I Pewnego razu ich prośby zostały wysłuchane. W gospodzie trwała huczna zabawa, kiedy nagle rozległ się ogromy huk. To piorun uderzył w budynek. Karczma momentalnie stanęła w ogniu, tak samo jak ludzie zgromadzeni w środku. Na koniec ziemia pod budynkiem rozstąpiła się i pochłonęła gospodę z całym towarzystwem. Nad rzeką została tylko pusta polana.
Okoliczni mieszkańcy dobrze wiedzieli, że była to diabelska robota, że czarty porwały dla siebie doborową kompanię biesiadników. Zaczęto unikać tego miejsca w obawie przed jakimś nieszczęściem. Później okolicę, w której znajdowała się wspomniana karczma zaczęto nazywać Czartowym Polem. Niektórzy słyszeli o tym jak razu pewnego ciemną nocą wracał z wesela skrzypek. Kiedy dotarł w okolice karczmiska ujrzał palące się ognisko i mnóstwo tajemniczych postaci. Myślał, że bawią się zbóje, bo któż na tym
odludziu, w puszczy, mógł przebywać. Chciał niepostrzeżenie przejść obok, ale został zauważony i zaproszony do ogniska. W świetle ogniska widać było ogony, kopyta i rogi – na pewno były to diabły, a właściwie czarty. Zjawy kazały grać do tańca skrzypkowi. Ten, przestraszony, początkowo wzbraniał się wymawiając się zmęczeniem i jeszcze daleką wędrówką. Jeden z czartów obiecał skrzypkowi zapłatę. Nie było innej już możliwości więc zaczął grać i zabawa trwała do świtu. Kiedy zapiał kur, czarty zaczęły rozpływać się w porannej mgle, tylko ostatni czart wziął z ogniska garść żarzących się węgli i wrzucił do skrzypiec, mówiąc:
- masz zapłatę. I znikł. Przestraszony skrzypek myślał, że spalą się skrzypce ale coś zabrzęczało – w skrzypcach zamiast węgli były dukaty. Tak czarty zapłaciły skrzypkowi za wspaniałą zabawę. Biada śmiałkowi, który o północy znajdzie się w tym miejscu. Może go czekać spotkanie z puszczańskimi czartami, a może nawet wędrówka do piekła???
A może jednak warto znaleźć sosnę z siodłem z tamtych lat i na niej usiąść????
Autor Dariusz Gąsiorek