Spacer po Zwierzyńcu
Spacer po Zwierzyńcu
„Jak spacer po Zwierzyńcu, to tylko wczesną wiosną, albo późną jesienią.” Takie, potwierdzone opinie krążą wśród bywalców tej „villa ideale in modo italiano”, dzisiejszego miasta ogrodu ( tak, tak ze wsi wyrastają miasta) założonego w 1593 roku przez Jana Zamoyskiego w samym środku roztoczańskiej puszczy. Oczywiście dzisiaj możemy spacerować po reliktach tego renesansowego założenia i sycić oczy
nie tylko przeszłością i tym, co w przeszłości zostało ukształtowane ludzką ręką, ale i współczesnością, znakami czasów i obyczajów, różnokolorowymi banerami, wykwitami radosnej konsumpcyjnej twórczości. Nie wiadomo, czy to zasługa tych banerów, czy też inne nieznane czynniki sprawiają, że latem jest tu ruch nie do opisania i na ulicach i deptakach miasteczka trudno znaleźć miejsce do
swobodnego kontemplowania organicznego piękna miasteczka. Faktem jest, że Zwierzyniec jest niezwykle popularnym celem turystycznym i w najbardziej urlopowym czasie, ci którzy się tu wybierają muszą się liczyć z „pewnymi” niedogodnościami. Dlatego polecam Zwierzyniec po sezonie. Można wygospodarować sobie sobotę i niedzielę wolną i korzystając z jesiennej albo wiosennej pogody
pospacerować, tak jak się spaceruje.
Jak jest napisane w księgach, spacer jest to nieśpieszne chodzenie bez konkretnego celu na świeżym powietrzu, dla przyjemności i dla zdrowia. W obecnych czasach mało już jest miejsc z naprawdę świeżym powietrzem. I choć Zwierzyniec w zimie ze względu na smog do takich na pewno nie należy, to wiosną i jesienią dzięki puszczańskiej otulinie świeżego powietrza ma w nadmiarze. I z tego nadmiaru możemy korzystać do woli i nieśpiesznie.
Spacer najlepiej zacząć od od stacji kolejowej zawsze zamkniętej na cztery spusty. Z jej peronu rozciąga się widok na Tartaczną Górę z drewnianą wieżą widokową i niedaleko jest do Zalewu Rudka. Można wzbogacić nasz spacer o te dwa miejsca, ale pamiętając o tym, że nie jest to bieg na orientację i nie obowiązuje nas ostry dryl przewodnickiej marszruty.
Ze stacji idziemy ulicą Kolejową poprowadzoną równolegle do Wieprza na zachód w stronę mini ronda gdzie zbiegają się cztery ulice, Kolejowa przechodząca w ulicę Aleksandry Wachniewskiej i ulica Chodorowskiego przechodząca w ulicę 1 Maja. Idziemy przez długi czas ulicą imienia znamienitej malarki, osobistości i osobowości zwierzynieckiej, do dzisiaj obecnej w pamięci i w krajobrazie miasteczka ( pod numerem 17 przy tej ulicy stoi jej dom, o który toczy się batalia konserwatorska) po drodze mijając parking, plac linowy i budynki Zarządu Ordynacji Zamojskiej z dębem Zdzisławem na dziedzińcu.
Gdy znajdziemy się na skrzyżowaniu ulicy Aleksandry Wachniewskiej z ulicą Browarną skusi nas widok kościółka na wodzie lecz nie skręcimy w jego stronę, ale pozwolimy sobie na obejście stawu Kościelnego dookoła ( zgodnie z teorią alejek ogrodowych, która każe prowadzić je raz con vex, a raz con cave).
Przypominamy sobie, że jesteśmy na spacerze i nie szukamy najprostszej drogi do celu, ale z drogi czynimy cel. Poza drogą dobrze jest się przyjrzeć budowli ze wszystkich stron, a przy okazji poznać lepiej jej otoczenie. Dlatego idziemy dalej i dopiero tuż przed końcem ulicy Aleksandry Wachniewskiej pod Okiem Opatrzności z 1852 roku skręcamy w lewo. Oko Opatrzności będzie nas obserwować nawet
wtedy kiedy znajdziemy się po drugiej stronie stawu, a szczególnie mocno i uparcie kiedy przyjdzie nam ochota wstąpić do zwierzynieckiego browaru, znajdującego się vis a vis barokowego kościoła pod wezwaniem Jana Nepomucena przy ulicy, a jakże Browarnej, co nie powinno dziwić. Nie dziwi też patron tej perły zwierzynieckiej architektury, gdyż nie ma chyba bardziej związanego z wodą świętego nad Jana Nepomucena. Mijamy browar i mostem/pomostem podchodzimy pod wrota kościoła.
Stamtąd wracamy na róg ulicy Ordynackiej i Browarnej, która w tym miejscu płynnie przechodzi w ulicę Plażową. Na razie plaży ani widu ani słychu, natomiast po prawej stronie, wyniesiony nad ulicę na stoku wzgórza będzie się pysznił przed nami Pałac Plenipotenta. Piętrowa, drewniana willa, w której dawniej urzędował zarządca Ordynacji Zamojskiej zbudowana w stylu uzdrowiskowym przypomni nam, że przyjechaliśmy tu dla zdrowia i powinniśmy zwolnić kroku. Obecnie mieści się w niej siedziba dyrekcji Roztoczańskiego Parku Narodowego. O czasie przypomina nam też gnomon czyli zegar słoneczny ustawiony na dziedzińcu siedziby. Przypominam, że nie należy do niego regulować zegarków w czasie zimowym tj. od października do kwietnia, gdyż w tym czasie spóźnia on się o dobrą godzinę.
Po lewej stronie widzimy ośrodek edukacyjno-muzealniczy Roztoczańskiego Parku Narodowego, gdzie swoje przytulisko znalazły roztoczańskie krasnale. Z prawej kusi wąska ścieżka przyrodnicza na Bukową Górę wytyczona w strefie ścisłego rezerwatu, strzeżona przez wąską bramę. Jednak my wybieramy przestronną i szeroką ulicę Plażową i mamy nadzieję, że nie doprowadzi nas ona do zguby. Nie chcemy przecież mnożyć przed sobą trudności. Chcemy tylko pospacerować i odświeżyć głowę. Chcemy na własne oczy zobaczyć obiecaną plażę. I oto po kilkuset metrach docieramy nie śpiesząc się nad Stawy Echo, o których nie tak dawno słyszeliśmy, że grozi im unicestwienie przez suszę. Ale na szczęście najgorsze przepowiednie nie spełniły się i przez czas jakiś możemy się cieszyć niczym niezmąconą wodną przestrzenią ( no może zmąconą jedynie podmuchami wiatru i przebrzmiałym echem igraszek plażowiczów letnich).
Jeśli mamy w zanadrzu jakiś czas, możemy wrócić na stację, tą lub inną dowolnie wybraną drogą. Jeśli nie możemy usiąść w korzeniach sosen i poczekać na czas.