Roztocze to twardy orzech do zgryzienia. Retroturystyka
Roztocze to twardy orzech do zgryzienia. Retroturystyka
Autor-R. Gmiterek
Roztocze to twardy orzech do zgryzienia. Twardy, choć po zgryzieniu staje się słodki jak miód z
roztoczańskich pasiek. To dylemat na miarę monologu Hamleta z tragedii Wiliama Szekspira. Jechać czy nie jechać? To be or not to be? Tam gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała. Do wyimaginowanej krainy dzieciństwa, babci na ławeczce przed domem, dziadka strugającego drewniane łyżki w drewutni, kota na zapiecku, makatki na ścianie w kuchni, do dróg piaszczystych i ciepłych, malowanych złotem rozmaitem, do dźwięków gitary, do ognisk przed świtem. Do kojącego szumu wody na szypotach. Do lasów nieprzebranych i gęstych. Do zapachu bursztynu rozchodzącego się z sągów świeżo ściętych sosen. Do namiotu na leśnej polanie, do obozów wędrownych i przepastnych stodół.
To wszystko jest już historią. Lata sześćdziesiąte kiedy turystyka na Roztoczu zaczynała dopiero raczkować odeszły już w zapomnienie. W wydanym w roku 1962 przez wydawnictwo Sport i Turystyka w nakładzie 5205 egzemplarzy ( ciekawe ile przetrwało do dzisiaj?), pierwszym, nie licząc Przewodnika po Galicji Mieczysława Orłowicza, i Roztocza Lubelskiego Marii Bonkowicz z 1955r., przewodniku autorstwa Włodzimierza Czarneckiego i Konstantego Kopfa Przez ziemię lubaczowską znajdujemy takie słowa skierowane przez autorów do Czytelnika, (warto je zacytować w całości aby mieć obraz zmian jakie zaszły w powiecie na przestrzeni sześćdziesięciu lat):
Powiat lubaczowski, leżący na pd.-wsch. krańcach Polski, mało był dotychczas znany szerokim rzeszom turystów. Wobec trudności komunikacyjnych, braku pomieszczeń turystycznych i przewodników krajoznawczych niewielu było zwiedzających okolice Lubaczowa. Dopiero w ostatnich latach całe województwo rzeszowskie, a wraz z nim i powiat lubaczowski przystąpiły do akcji, mającej na celu stworzenie zaplecza turystyczno-krajoznawczego. Zaczęły się pojawiać przewodniki krajoznawcze, a warunki komunikacyjne uległy radykalnej poprawie. Powstały stacje turystyczne. Bieszczady, dotąd prawie nie znane, stały się modne. Zaczęto się również interesować powiatem lubaczowskim, zwłaszcza od czasu odkrycia w nim cennych bogactw mineralnych, przede wszystkim w postaci obfitych złóż gazy ziemnego. Wynikła wówczas potrzeba krajoznawczego przewodnika po tym dotąd mało znanym obszarze.
Przewodnik niniejszy ma na celu zapełnienie tej luki. Autorzy podali w nim najciekawsze trasy wycieczkowe i ich osobliwości krajoznawcze, niezbędne informacje turystyczne oraz spis literatury krajoznawczej. W ten sposób chcą przyczynić się do spopularyzowania lubaczowskiego regionu i zachęcić do jego zwiedzania.
Trudny orzech do zgryzienia. Jechać czy nie jechać, szczególnie, że znaleziono tam obfite złoża gazu ziemnego. Jechać, wszak można tam odkryć wiele innych cennych bogactw mineralnych. Nie jechać, bo jak piszą autorzy przewodnika: przez pow. lubaczowski nie prowadzi żadna z najważniejszych w Polsce arterii komunikacyjnych. Więc jak jechać? Te dylematy mamy już daleko za sobą. Tak jak za sobą mamy krajobrazy, w których się rodziły. Ci, którzy z racji wieku nie ujrzeli ich, już ich nie ujrzą, chyba, że na zdjęciach, które wypłyną gdzieś z archiwum na fali zainteresowania retroturystyką, albo w wyobraźni posługując się wyżej wspomnianym przewodnikiem.
Autorzy przewodnika proponują dziewięć tras. Trasę Lubaczów – Narol o długości 30 km zwaną przez nich „trasą autobusową”, trasę Narol – Lipsko – Łukawica, Narol – Rebizanty, Lubaczów – Horyniec – Wielki Dział, nazwaną przez autorów trasą kolejową o długości 30 k, trasę Horyniec – Wielki Dział,
Horyniec – Krągły Goraj, Horyniec – Radruż, Lubaczów – Wielkie Oczy, autobusowa o długości 18 km i Lubaczów – Dzików.
W dobie dzisiejszych przewodników, map online i offline, googli i innych wszędobylskich narzędzi, każdy z nas z dużą łatwością jak po sznurki trafi wszędzie i jeszcze w domu zobaczy, wszystko, co może zobaczyć na miejscu. Chciałbym więc się skupić na tym, czego współczesny turysta nie zobaczy, a co zobaczyłby w 1952 roku stosując się do wskazówek zawartych w „Przez ziemię lubaczowską”. Nie zobaczymy więc: gospody GS, kina i zadrzewionego rynku w Cieszanowie, dużego trawnika, parteru ogrodowego przed budynkiem szkoły, dawnego pałacu Gnoińskich w Nowym Siole, posterunku MO i poczty w Płazowie, schroniska turystycznego PTTK w narolskim ratuszu, Feliksa Dzierżyńskiego w Łukawicy, stacji turystycznej PTTK w Rebizantach, bufetu w Suścu, gospody GS w Rudzie Różanieckiej, biur PGR, łazienek i ruin teatru w Horyńcu- Zdroju, Strażnicy Granicznej w Dziewięcierzu, ciekawej biblioteki w Radrużu, przeniesionego z Narola drewnianego kościółka, urzędu pocztowego, posterunku MO, biblioteki wiejskiej i kiosku Ruchu w Łukawcu, cerkwi w Opace.
Na zakończenie jeszcze jeden cytat jakże znamienny dziś gdy chcemy mieć wszystko podane na talerzu, co do minuty i do milimetra, a trasy prowadzone i opisywane w przewodnikach mają własne ślady GPS.
W 1962 rok tak autorzy opisywali 12 km trasę Horyniec – Wielki Dział.
Szlak prowadzi z Horyńca w kierunku pn. wśród pięknej okolicy, wybitnie lesistej, a w górnej swej części pagórkowatej, przez wieś Brusno, następnie rzeczkę Brusienkę, do Wielkiego Działu.
Prawda, że pięknie. Miłego wędrowania.